niedziela, 31 lipca 2011

Biszkek - dzien II

Poznawania stolicy Kirgistanu ciąg dalszy. Podstawowe wrażenie - miks kultur. Uczestniczyliśmy dziś we mszy w katolickim kościele w Biszkeku odprawianej przez bp Nikolausa Messmera, administratora apostolskiego Kirgistanu. Udało nam się tez z nim zamienić wcześniej kilka zdań - opowiedział nam o sytuacji katolików w tym kraju. Kirgistan to kraj w przeważającej mierze muzułmański (przynajmniej formalnie). Na ulicach widać sporo osób w charakterystycznych strojach. Chrześcijan różnych wyznań jest niewiele - najwięcej, co oczywiste, prawosławnych. Katolików przychodzących w niedziele na msze jest ok. 60 osób - ale za to jak bardzo międzynarodowe jest to środowisko :) Wszystkie kolory skóry, kilka języków - mały kościół, de facto większa kaplica, a w środku niemal cały świat.

Aha, ważna uwaga dla podróżujących - na stronach www znajdziecie informacje, ze kościół jest pod adresem ul. Vasilijewa 197. To nieprawda - właściwy adres to 203. Najlepiej jechać z bazaru Osz lub ul. Molodaj Gwardzi marszutka 270 (pod sam kościół) lub 18 (do Bayat bazaar - a potem jakieś 10 min pieszo).

Inne poczucie miksu daje przenikanie się kultur na płaszczyźnie jedzenia i zakupów. Bardzo odczuwalne jest to na Osz - największym chyba bazarze w Biszkeku. Na straganach obok siebie leżą chiński makaron, tureckie ciastka, suszone owoce, rosyjskie pierogi, lokalna baranina i lepioszki (taki chlebek). I coca-cola :) W efekcie daje to trochę komiczny kosmos różnych smaków. Ale nie narzekamy na kuchnie, bo przed wyjazdem trochę tłuszczu się nam przyda :)

Jutro rano wyruszamy już do Narynu (który w naszych rozmowach w międzyczasie stał się Narnia). Mamy nadzieje, ze z Narnii już bez problemów dojedziemy do Chin (ostatecznie potwierdziliśmy wszystkie szczegóły z kaszgarską agencją). Kolejna relacja zapewne z Kaszgaru :)





sobota, 30 lipca 2011

W objęciach Biszkeku

Do Biszkeku dolecieliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem spowodowanym burza w Moskwie. Niestety, na miejscu nasze plany uległy zmianom. Plan był taki, aby już w piątek spróbować wybrać się ku granicy z Chinami. Okazało się jednak, ze w weekend granica jest zamknięta. Zamknięta jest tez dodatkowo w poniedziałek, ponieważ w Chinach jest święto - a to się kończy wolnym dla pograniczników :). Dlatego w dalsza drogę wybrać się możemy dopiero w poniedziałek - tego dnia chcemy dojechać do Narynu, a we wtorek przekroczyć granice Chin i dojechać do Kaszgaru.

Czas, który chcąc nie chcąc zyskaliśmy, przeznaczamy na odespanie jet lagu, załatwianie formalności, pozwoleń i transportów (idzie różnie, Chińczycy nie są mistrzami języka angielskiego, Kirgizom idzie póki co lepiej) oraz poznawanie miasta.Dziś obejrzeliśmy centrum - ciężko o nim powiedzieć "historyczne". Generalnie socrealizm w różnych, czasem bombastycznych formach. Kilka spostrzeżeń poniżej na zdjęciach. A dla miłośników gadżetów - saturator (tutaj są wciąż popularne) :)

Jutro drugi dzień poznawania kultury lokalnej i lokalnych zwyczajów. Może uda się tez zjeść arbuza - jest ich tu zatrzęsienie i kosztują grosze.





czwartek, 28 lipca 2011

Moskwa, Szeremietiewo

Pierwszy etap podrozy zakonczyl się powodzeniem - bagaze zostaly nadane w calosci i mamy nadzieje, że także w calosci dolecialy tu z nami. My w kazdym razie dolecielismy. Lotnisko Szeremietiewo przywitalo nas zepsuta klimatyzacja (udalo nam się znalezc dzialajaca w innym terminalu). Ale za to bedziemy czekac
krocej na polaczenie.
Poki co lezymy sobie na wykladzinie, jemy zelki i czekamy na lot. Start: 22.15. Ladowanie: 05.10 czasu lokalnego.


Odliczanie... 1

To już ostatnie godziny przed odlotem, więc będzie króciutko. Pakowanie już zamknięte, poszło nawet sprawnie. Zdziwilibyście się do jak małych rozmiarów upchnąć można puchowe ubrania :)Jeszcze tylko jutro poranna sesja przepakowań na lotnisku (w ramach walki o redukcję nadbagażu) i już można kulturalnie lecieć ku wschodowi słońca. Efekt tego będzie taki, że gdy w Polsce kończyć się będzie 28 lipca, my będziemy lądować w Biszkeku, w którym wówczas będzie już prawie 5.00 rano. Jet lag będzie pierwszym naszym towarzyszem w Azji. No chyba, że coś się poprzestawia w lotach, ale tego byśmy nie chcieli.

Następne relacje będziemy zamieszczać już mobilnie. Jeśli coś się będzie psuło, to prosimy nie regulować odbiorników, tylko dać nam znak.

Ahoj, przygodo! :)



---

środa, 27 lipca 2011

Odliczanie... 2

Czas do odlotu - mniej niż 48 godzin. Oznacza to, że jesteśmy już na ostatniej prostej. A to z kolei oznacza, że jeśli coś ma się psuć, to właśnie teraz, bo to tradycyjnie najbardziej odpowiedni czas :) Niemniej jednak walczymy i ogarniamy - odbieranie ubrań, nadbagaże, chińskie formalności... Damy radę :)

Dziś spakowaliśmy większość rzeczy, które nie będą umieszczone bezpośrednio w naszych plecakach. Dwa łyki statystyki: każdy z nas dysponuje 23 kg podstawowego bagażu + 10 kg bagażu podręcznego. To niby dużo, ale w gruncie rzeczy zbyt mało, bo sam sprzęt waży sporo i zajmuje miejsce, a do tego doliczyć trzeba jedzenie, leki, itp. Dlatego poza naszymi bagażami osobistymi będziemy musieli zabrać bagaż ogólny, techniczny - 6 worków, każdy ważący po ok. 23 kg (i kosztujący 50 EUR za nadbagaż). Łącznie to ponad 400 kg bagażu, co daje ok. 48 kg na głowę. Człowiek, który wymyśli kiedyś patent na wysokogórski sprzęt, który nie będzie nic ważył, będzie miliarderem.

Przy okazji dziękujemy naszym partnerom z Groupona - dziś nawet szczególnie mocno, bo mieli z nami ciężki dzień. Podziękowania ślemy do członków zarządu (za wsparcie naszej inicjatywy), Artura Bednarza (za ogarnianie całości spraw), Tomka Kucharskiego (za anielską cierpliwość i pomoc) oraz Jacka Parczewskiego i Aleksandra Bogdańskiego (za współpracę przy naszywkach). W podziękowaniu dla Was filmik - trochę edukacyjny, żebyśmy też z niego skorzystali :)






---

poniedziałek, 25 lipca 2011

Odliczanie... 3

Przygotowania już na finiszu. Schodzą zamówienia, my kupujemy ostatnie drobiazgi. Wbrew pozorom pakowanie się na taki wyjazd nie jest tak banalnie oczywiste, jakby się to mogło wydawać, bo w czasie naszej wyprawy będziemy się przemieszczać "w przestrzeni" 60 st. C (od ok. +30 stopni przewidywanych w Biszkeku i Kaszgarze do nawet -35 stopni odczuwalnych na Muztagh Ata). Oznacza to, że z jednej strony trzeba zabrać rzeczy na gorący klimat, a z drugiej puchowe ubrania na mrozy - a plecak ma objętość skończoną i do tego nie może przekroczyć 20 kg (nadbagaż to koszt, którego wolelibyśmy uniknąć na tyle, na ile się da). Jedna z firm odzieżowych mówiła kiedyś, że "wyzwanie to ubranie". My te słowa odczytujemy na swój sposób :)

A dla tych z Was, którzy chcieliby podglądać choć trochę co się u nas dzieje, mamy małą pomoc. Na tej stronie możecie codziennie dowiadywać się jaka pogoda panuje na górze - w poszczególnych porach dnia i na różnych wysokościach. Innymi słowy sami będziecie mogli ocenić, czy zabieranie puchów było dobrym pomysłem.

http://www.mountain-forecast.com/peaks/Muztagh-Ata/forecasts/7546



Tak, wiemy, nie jest to niestety kamerka internetowa umieszczona na szczycie, ale lepszy rydz niż nic. Kamerkę może wtachamy tam sami :)



---

niedziela, 24 lipca 2011

Odliczanie... 4

Wczoraj pisaliśmy o tym, jak dotrzemy do obozu bazowego. Dzisiaj kilka słów o tym, co się będzie działo na samej górze.

Na szczyt wchodzić będziemy jedną z dwóch zachodnich dróg. Którą, to się okaże już w trakcie wyprawy - pewnie będzie to tzw. "normal route", ale nie ma co decydować z góry. Każda z tych dróg ma swoje wady i zalety, ale generalnie ich trudność jest raczej porównywalna.


Ponieważ nie wiadomo, jak będzie przebiegać aklimatyzacja, całość akcji górskiej może zająć od 12 - 19 dni. Jednym słowem - na pewno napatrzymy się na to, co wokoło.


A jutro spróbujemy zrobić testy "mobilnego" umieszczania postów :)



---

Odliczanie... 5

Przygotowania do wyprawy już na ostatniej prostej - czas najwyższy zacząć prowadzić bloga. Chcemy, aby można na nim było odnaleźć informacje o tym co robimy, gdzie jesteśmy i jak nam idzie. Na ile to będzie możliwe, okaże się w praktyce - dziś już wiem, że np. powyżej obozu 1 możemy mieć problemy z zasięgiem sieci, ale na pewno będziemy starali się relacjonować wszystko na bieżąco.

Dziś krótki opis i mapka tego, jak będziemy docierać pod szczyt. Najpierw samolot do Moskwy, tam kilkanaście uroczych godzin w oczekiwaniu na kolejny lot (uroki tanich biletów), po czym przelot do Biszkeku. W stolicy Kirgizji spędzimy na pewno trochę czasu, załatwiając ostatnie formalności i dopinając wyprawę. Potem przejazd do Narynu (to już 2500 m n.p.m.), a następnie do granicy z Chinami. Przekroczymy ją pieszo, po czym znowu busami ruszymy do Kaszgaru. Ostatnie przygotowania i zostanie nam już tylko przejazd do Subashi, a stamtąd - trochę pieszo, trochę na wielbłądach - dotarcie do base campu.


Pokaż Trasa wyprawy na większej mapie


A potem już tylko pod górę :)


---