Do Biszkeku dolecieliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem spowodowanym burza w Moskwie. Niestety, na miejscu nasze plany uległy zmianom. Plan był taki, aby już w piątek spróbować wybrać się ku granicy z Chinami. Okazało się jednak, ze w weekend granica jest zamknięta. Zamknięta jest tez dodatkowo w poniedziałek, ponieważ w Chinach jest święto - a to się kończy wolnym dla pograniczników :). Dlatego w dalsza drogę wybrać się możemy dopiero w poniedziałek - tego dnia chcemy dojechać do Narynu, a we wtorek przekroczyć granice Chin i dojechać do Kaszgaru.
Czas, który chcąc nie chcąc zyskaliśmy, przeznaczamy na odespanie jet lagu, załatwianie formalności, pozwoleń i transportów (idzie różnie, Chińczycy nie są mistrzami języka angielskiego, Kirgizom idzie póki co lepiej) oraz poznawanie miasta.Dziś obejrzeliśmy centrum - ciężko o nim powiedzieć "historyczne". Generalnie socrealizm w różnych, czasem bombastycznych formach. Kilka spostrzeżeń poniżej na zdjęciach. A dla miłośników gadżetów - saturator (tutaj są wciąż popularne) :)
Jutro drugi dzień poznawania kultury lokalnej i lokalnych zwyczajów. Może uda się tez zjeść arbuza - jest ich tu zatrzęsienie i kosztują grosze.
Wow! Alle utkneliscie! Ale wszak o przygode tu chodzi...
OdpowiedzUsuńBadasie! Maciek powiedzial, ze bez arbuzow mozecie nie wracac! ;)
Kiedyś na warszawskich murach, ktoś z obłędem wypisywał sprayem hasła w stylu "Babciom - saturator" ">Komuś tam< - saturator"... Jak widać, przekaz dotarł, aż do Biszkeku ;) Pozdrawiam i odsypiajcie porządnie, bo...za raz się zacznie, za raz się zacznie...! :) Jula
OdpowiedzUsuńNiech Was Bóg błogosławi :)) , - Dzieci !!!
OdpowiedzUsuń