- O górze mówi się, że jest łatwa, ale to prawda tylko częściowo. Jest łatwiejsza niż wiele innych wysokich gór, szczególnie w tej okolicy, ale to nie znaczy, że jest prosta i że ktoś z doświadczeniem z Giewontu może na nią bez problemu wbiec. Warto to sobie uświadomić na samym początku.
- Czynnikiem bardzo utrudniającym działania na górze jest pogoda, zmieniająca się gwałtownie i nieprzewidzianie. Zdarzały nam się takie dni, kiedy w ciągu kilku godzin mieliśmy do czynienia na zmianę z pięknym, błękitnym niebem i zerowym wiatrem (co owocowało gorącem, w którym ciężko było się poruszać, bo wysysało siły), a następnie ze śnieżycą i wichrem, a nawet burzami śnieżnymi. A potem znowu słońce i znowu śnieg. Zmiany pogody następują szybko i ciężko jest dobrze przewidzieć, jak sytuacja będzie się rozwijała.
- Wiąże się z tym inna sprawa - wielkość grupy. Naszym błędem było to, że operowaliśmy w małych zespołach, tymczasem Muztagh Ata jest górą, na której lepiej sprawdzają się duże grupy. Jest to kwestia czysto praktyczna - przecieranie szlaku w świeżym, kopnym śniegu w 2 osoby to zupełnie inna historia, niż robienie tej samej trasy w 15 osób. Osoba prowadząca może się częściej zmieniać, co pozwala na mniejsze zmęczenie i szybszy marsz. A trzeba mieć świadomość, że ten marsz może być bardzo długi - Hiszpanie, którzy jako ostatni w tym roku zdobyli szczyt, idąc w grupie kilkunastoosobowej, z obozu III na wierzchołek szli 12 godzin. No i nie bez znaczenia jest wzajemna motywacja.
- W BC można wynająć tragarzy do obozów I i II. Do jedynki bagaże mogą wwozić też osły. Nie jest to może najtańsza usługa (1 kg do jedynki = 3 USD, do dwójki = 15 USD, przy czym minimalny transport to 10 kg), ale naprawdę warto korzystać z tej możliwości. My uznaliśmy, że to nie honor, że samemu trzeba wnosić swoje rzeczy i... straciliśmy sporo czasu i sił na to wynoszenie. Tych sił potem zabrakło nam chyba wyżej.
- Warunki w base campie są dość specyficzne. Z jednej strony nie jest jakoś dramatycznie źle. W bazie jest generator prądu (choć czasem bywa ciasno przy gniazdkach), można w niej kupić butelkowaną wodę, puszkowaną colę albo piwo w butelkach (wszystko po 1 EUR, piwosze wychodzą więc na tym najlepiej), jest bezpiecznie - nie trzeba pilnować rzeczy, kradzieże się raczej nie zdarzają, a agencja zapewni Wam namioty do spania i większy namiot na messę/świetlicę/jadalnię oraz gorącą wodę i trzy posiłki dziennie, jeśli będziecie chcieli.
- Z drugiej strony base camp jest pełen kurzu i pyłu (jakby nie było stoi na terenie pustynnym, gdzie mocno wieje), co bywa bardzo przykre, panuje w nim czasem chaos organizacyjny (szczególnie, gdy jest w nim dużo grup), posiłki lubią się spóźniać (jest tylko jedna kuchnia na wszystkie ekipy) i czasem trzeba się "wykłócać" z obsługą o to, żeby je wreszcie dostać.
- Zresztą posiłki same w sobie też nie są zachwycające - opierają się z zasady na słodkim (!) chlebie tostowym, jajkach, makaronie/ryżu i warzywach (pomidor, ogórek, bakłażan, czasem ziemniak, niemal zawsze przyprawiane w identyczny sposób) oraz melonach/arbuzach. Regułą jest brak mięsa w posiłkach - kilkukrotnie musieliśmy bardzo prosić, żeby zrobili nam jakieś dodatkowe mięcho, co kończyło się tym, że dostawaliśmy jednorazowo trochę smażonej wołowiny/baraniny z cebulą. Fakt, że my Polacy, jesteśmy przyzwyczajeni do nieco innej diety jakoś do kucharza nie trafiał :) W sumie nie wiemy ostatecznie dlaczego był z tym taki problem, ale na przyszłość warto mieć świadomość, że najlepiej z tego ambarasu wybrnęli Hiszpanie, którzy na początku wyprawy kupili sobie na miejscu barana, a potem do końca pobytu pod górą go jedli. Można też oczywiście zabrać mięso ze sobą, ale wtedy trzeba je sobie raczej samemu przygotowywać.
- Jeśli chodzi o sprawy toaletowe, to jest biwakowo - warto mieć własne miski do mycia. Tuż obok BC powstaje co prawda toaleta "z prawdziwego zdarzenia" (spuszczana woda!), więc może w przyszłym sezonie będzie już lepiej. Kto wie, może nawet pojawi się prysznic? :)
- Bardzo dobrze wygląda sprawa zasięgu telefonów komórkowych - praktycznie do obozu III jest on mniej lub bardziej dostępny. Zdarza się, że czasem skacze i zanika, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle.
- Jeśli chodzi o gaz do kuchenek, to bardzo dobrym wyjściem jest zamawiać go bezpośrednio w agencji. My dostaliśmy kartusze Kovea (nakręcane) w cenie 4 EUR za sztukę.
- Z kolei tlen w Chinach dostępny jest jedynie w ciężkich, stalowych butlach, w systemie niespotykanym chyba nigdzie indziej. Można go zamawiać w agencji - jest za darmo, płaci się tylko za maski - ale warto mieć świadomość, że wynoszenie go do góry samodzielnie to katorga (patrz punkt 4).
- I jeszcze info dla osób z bardziej etnograficzną duszą: jakieś 30 min spacerem od BC jest położona ujgurska wioska, w której można kupić ser i jogurt z jaka. Jeśli ktoś miałby potrzebę nabywania pamiątek, to najprościej jest to zrobić na koniec wyprawy - miejscowi sami przychodzą do BC proponując swoje wyroby, choć najczęściej zależy im na wymianie (za sprzęt, ubrania, buty), a nie na sprzedaży za pieniądze.
- Wracając warto poświęcić jeden dzień na zwiedzanie Kaszgaru - miasto Jedwabnego Szlaku w pierwszym odbiorze nieco zawodzi, ale potem, im więcej się człowiek szwenda po jego ulicach (szczególnie tych bocznych), robi coraz przyjemniejsze wrażenie. Ze swojej strony odradzamy tylko wizytę w meczecie Id Kah (niby to największy meczet w Chinach i w ogóle, ale tak naprawdę to nie ma tam nic do oglądania), polecamy za to bardzo Stare Miasto i uliczki wokół meczetu - można tak poczuć prawdziwego ducha tego miasta :)
-
Mnie już się przydały :)
OdpowiedzUsuń