środa, 3 sierpnia 2011

Zameldowani w Kaszgarze

Napisaliśmy ostatnio, ze jedziemy nocować w Narnii (Narynie). Plany jednak po raz kolejny uległy zmianie w trakcie i za namową naszego kirgiskiego kierowcy Walery (którego pozdrawiamy, bo nie dość, ze przyjechał po nas w Biszkeku na czas, to na dodatek z wrodzona chyba sobie naturalnością pełnił funkcje spontanicznego przewodnika) w Narynie zjedliśmy tylko obiad z barana (tzn. do wyboru: zupa z barana, szaszłyk z barana albo pierogi z baranem). Nie zostaliśmy tam jednak, tylko pojechaliśmy 2 godziny dalej - do "jurtecznego lagieru", czyli kilku jurt pośród gór. Paradoksalnie okazało się, ze był to jak dotąd nasz najlepszy nocleg (wygodnie, w miarę ciepło i niemal na 3000 m). Jeśli nam się jutro uda, to spróbujemy wstawić kilka fotek.




W ogóle to baran jest ważnym tematem - przez niego część ekipy złapała problemy żołądkowe. Generalnie niezbyt go polecamy - jedzcie lepiej lepioszki :)

Jurty były wczoraj, a dziś po wielu wybojach (przestajemy żałować, ze Chińczycy nie robią A2) dojechaliśmy do gorącego Kaszgaru. Spotkaliśmy się z szefem naszej agencji, który nie chciał zejść z kosztów, ale za to upewnił nas, ze jutro ruszymy już w okolice góry. Podobno może tam być ciasno, bo wybrało się tam sporo ekip. Byle tylko pogoda dopisała :)

Na dziś kończymy, a rano czeka nas tour po chińskich bankach w celu wymiany waluty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz