niedziela, 28 sierpnia 2011

Podsumowanie małe

Po trzech dniach spędzonych w Kirgistanie nad jeziorem Issyk-Kul (w tym jeden dzień w sumie poświęcony na przejazdy) dziś wreszcie ok. 10.00 polskiego czasu wylądowaliśmy na Okęciu. Po miesięcznej nieobecności miło było znowu znaleźć się we własnym kraju. Tym samym naszą wyprawę można uznać za oficjalnie zakończoną.

Co prawda nie udało się nam ostatecznie zdobyć szczytu Muztagh Ata - zakończyliśmy naszą działalność na wysokości ok. 6500 m n.p.m. - jednak nie mamy poczucia przegranej. Wysokie góry przede wszystkim uczą pokory. My musieliśmy przyjąć do wiadomości, że sytuacja na górze przerasta nasze możliwości, szczególnie, że nasz czas był ściśle określony terminami przelotów. Wynieśliśmy za to wiele doświadczeń - i w zakresie naszych możliwości fizycznych, i psychicznych, i w kwestiach sprzętowych, i wreszcie codziennych drobnostek, które ciężko jest sobie w ogóle uświadomić, jeśli człowiek nie próbował takich wejść.

Ale poza doświadczeniem mamy też wymierne osiągnięcia :)
7 osób spośród członków wyprawy pobiło swoje rekordy wysokości.
Także 7 osób spało wyżej, niż kiedykolwiek wcześniej.
9 osób doszło do obozu I.
7 osób doszło do obozu II.
4 osoby osiągnęły wysokość 6500 m n.p.m.
Nikt się nie odmroził, nie rozchorował się poważniej, ani nie zrobił sobie krzywdy.

A szczyt nie ucieknie :)

PS. Jutro kilka naszych rad dla tych, którzy chcieliby samodzielnie spróbować wyprawy na Ojca Lodowych Gór.


-

1 komentarz: